Miałam jechać tylko na cmentarz, ale wracając zboczyłam w stare kąty. I dobrze, bo po drodze natknęłam się na bażancisko i lecącego żurawia, a ten w tych stronach to nie lada gratka.
No proszę - wystarczyło kilka cieplejszych dni i ile zmian; nawet trochę zaskakujących. Na ciemiernikach zaczęły już urzędować pszczoły. O tej porze roku ? W lesie mrowiska też ruszyły pełną parą; żaby o mało bym nie rozdeptała - na swoje żabie szczęście zdążyła jednak, chociaż jeszcze niemrawo, odskoczyć. I w końcu udało się usłyszeć pierwsze prawdziwie przedwiosenne głosy: trznadla i ... skowronka (!). Po zimowej ciszy na wiosnę nie ma nic milszego dla ucha jak głos skowronka. Zwiastuje wiosnę - zatem byle do wiosny.
Wyciągnęło mnie coś innego co pojawiło się w powietrzu; coś, co jednak jest jeszcze nieokreślone i słabo uchwytne. Co w każdym razie sprawiło, że powietrze przestało być już czysto jałowe.