Wpisy archiwalne w miesiącu

Czerwiec, 2011

Dystans całkowity:294.50 km (w terenie 122.00 km; 41.43%)
Czas w ruchu:b.d.
Średnia prędkość:b.d.
Liczba aktywności:10
Średnio na aktywność:29.45 km
Więcej statystyk

Spacer

Czwartek, 23 czerwca 2011 · Komentarze(0)

Spacerem do Leszczy nad Dziunią. Swoją drogą to kto wymyślił taką nazwę dla rzeczki?
I dalej na Górę Opatowską. Wejścia do schroniska skalnego niestety nie zobaczyłam - zostało zakryte. Może to i dobrze; nie niszczy się.
A wiatraki - no cóż; zdecydowanie nienajlepszy to pomysł :/

[3sz + c.1sz 21 PUN]

Kirkut

Środa, 22 czerwca 2011 · Komentarze(2)

W drodze oczywiście zmieniłam kierunek. I dobrze, bo pewnie nie zostałoby mi dużo czasu na obejrzenie kirkutu w Krzepicach.
A tak przez Zwierzyńce, zjazd na niebieski i jestem w Krzepicach. Złapał mnie tu trochę krótki deszcz - w porę udało mi się go przeczekać u Jakuba.

Kościół św. Jakuba w Krzepicach z poł. XIV w. © aass

Po deszczu praktycznie po kwadransie droga znowu była sucha.

I niespodzianka.
Chcę zjechać w stronę Synagogi, a tu kierunek na Hiszpanię.

Namiar na Santiago de Compostela © aass


I jak tu nie mieć dylematu :)
Może by tak dotrzeć prawdopodobnym, starym, pątniczym szlakiem Jakubowych kościołów do Góry Św. Anny, a dalej średniowieczną Via Regia do Santiago? Można piechotą, konno lub rowerem. A rower przy sobie akurat mam. Chociaż 3560 km to jednak trochę dużo.

Na razie poprzestałam na niedalekiej Synagodze.
Synagoga w Krzepicach z początku XIX wieku © aass

Gwiazda Dawida © aass

Wnęka na Aron ha-Kodesz © aass

Teraz zostały po niej już praktycznie ruiny. Chociaż i tak niespotykane, że nie zniszczono jej w czasie wojny. Może dlatego, że na placu przed nią Niemcy urządzili getto, a sami okoliczni Żydzi byli w niej więzieni.

Spod Bożnicy mam już niedaleko na żydowski cmentarz (przełom XVIII i XIX wieku). Jest wyjątkowy; podobno w Polsce są jeszcze tylko trzy miejsca, w których znajdzie się tak dużo żeliwnych macew jak tutaj. Jest ich około czterysta, samych kamiennych ok. 300.
Na każdej hebrajskie napisy i symbole. Niestety nie znalazłam jedynej macewy z polskim tekstem. Może jeszcze kiedyś mi się uda.
Samo oglądanie i odczytywanie symboli z nagrobków było na tyle interesujące, że zajęło mi sporo czasu. Wyglądało to trochę jak czytanie hieroglifów. :)
Zresztą sama ustronność tego miejsca i jego specyficzny klimat niezauważalnie zatrzymują na dłużej.

Parę symboli z macew
Księgi - grób osoby uczonej w Torze i Talmudzie lub sofera - przepisującego święte księgi © aass

Pochylony dzban - grób zmarłego z plemienia lewitów - pomocników podczas modlitw © aass

Złamane drzewo - grób przedwcześnie zmarłego © aass

Korona - grób rabina albo osoby darzonej dużym szacunkiem © aass

Kirkut w Krzepicach © aass

Kirkut w Krzepicach 2 © aass


Z powrotem nie chciało mi się już jechać tą samą drogą. Stąd powrót taki trochę okrężny - przez Dankowice I, Aleksandrów, Ślusarze, Zwierzyniec nr 3.

Szkoda każdego dnia

Wtorek, 21 czerwca 2011 · Komentarze(2)

Pogoda trochę oszukiwała - niby chmury, ale w końcu wyszło słońce.
A szkoda każdego wolnego i słonecznego dnia.

Wygląda na żmijowiec zwyczajny © aass


Trasa wyszła kombinowana, bo zboczyłam z zielonego szlaku i musiałam się trochę przespacerować. Ale może właśnie przez to opóźnienie udało mi się natknąć i złapać towarowy na wiadukcie w Mokrej. Aj, rewelacyjny hałas. Co dopiero musiał wyczyniać tam 53 ppnc.

Kościółek św. Szymona i Judy Tadeusza w Mokrej z 1708 roku © aass


Wracając - patrzę: hmm, stawiają jakieś wiatraki na Górze Opatowskiej. O mało nie spadłam z roweru. :/

Bez planu

Poniedziałek, 20 czerwca 2011 · Komentarze(0)

Zabrałam rower, żeby pojechać tak sobie. Bez specjalnego kierunku.

Gdzieś tam w polach © aass


Gdzieś tam w lesie © aass


Po drodze wypadł Rezerwat Modrzewiowa Góra.

Gdzieś tam na szlaku © aass


W połowie drogi przypomniałam sobie, że nie mam przy sobie asekuracyjnie żadnej mapy. No nic, potrzymam się szlaku. I muszę przyznać, że jest on dobrze oznaczony i poprowadzony.
Powrót na orientację; ale gdzie tu się człowiek zgubi :)

Popołudnie

Piątek, 10 czerwca 2011 · Komentarze(1)

Bagaż prawie zapakowany; chyba wszystko zabrałam.
Na rower zostało długie popołudnie - czyli urlop czas zacząć.
Eh...
Wyjątkowa perspektywa kilkunastu wolnych dni, w których czas i wszystko popłynie bez pośpiechu, leniwie, tak jak wypadnie, bez jakichkolwiek planów, swobodnie, jakoś tam, mimowolnie, z delektowaniem się czymkolwiek, improwizowanie...

Improwizacja przeddnia pierwszego wywiodła mnie niewybrednie w sąsiedzkie odległości - do zwykłych sobie Truskolas na rekonesans kościoła Św. Mikołaja.
Trafiam tu akurat na czas, kiedy kościół jest otwarty i dzięki uprzejmości organisty, który wpuszcza mnie na chór, mogę z bliska obejrzeć XVIII wieczne organy. Do Józefa Winnera bawiącego na obrazie niestety nie docieram, bo powoli schodzą się ludzie.
Na zewnątrz kilka zdjęć - oj, trochę to fotograficzna łamigłówka była: kościół jest na tyle duży, że trudno go objąć, a przy okazji - jak na nieprofesjonalistę przystało - robię je jeszcze pod pełne słońce :)

Kościół Św. Mikołaja w Truskolasach z 1737 roku © aass


Kościół Św. Mikołaja w Truskolasach 2 © aass


Kościół Św. Mikołaja w Truskolasach 3 © aass


Kościół Św. Mikołaja w Truskolasach 4 © aass


Kościół Św. Mikołaja w Truskolasch 5 © aass


Potem wpada mi do głowy myśl, żeby odwiedzić tutejszą stadninę koni. Na miejscu, choć się tego nie spodziewam, okazuje, że właściciel udziela właśnie komuś instruktarzu jazdy konnej. I nie ma nic przeciwko temu, żeby się trochę temu poprzyglądać, a przy okazji uciąć wspólną, krótką pogawędkę.

Z powrotem zamiast jechać prosto, wracam naokoło. Skoro ma być dowolnie i jakoś tam :)


P.S. I pomyśleć, że rok temu dokładnie w tym czasie w trójnasób głowiłam się nad kartkami papieru i przez głowę by mi nie przeszło, że rok później będę włóczykijować po okolicy. Ten spacer dedykuję pod tamto nielekkie konto.

Pawełki

Niedziela, 5 czerwca 2011 · Komentarze(0)

Wybór nie był łatwy - Pawełki, czy Miedźno? Padło na Pawełki.

Późnym ranem kurs na Blachownię: nie ma to jak spokojnie ominąć lasem fatalną drogę z K-cka do Wręczycy Wielkiej.
Na miejscu jestem trochę za wcześnie, ale po chwili pojawiają się rowerzyści i znajome twarze :)
Ruszamy. Dróg i miejscowości, którymi mam jechać kompletnie nie znam. Ba, ogólna orientacja w kierunkach: gdzie się mniej więcej co znajduje - zerowa :)

Zaproponowana trasa, jak przypuszczałam, wypada rewelacyjnie - same lasy i wiejskie, małouczęszczane drogi. Tylko takiej pozazdrościć.
Do tego sympatyczne towarzystwo i słoneczna, lekko wietrzna pogoda (ramiona trochę się spiekły, ssszzzz).

I sam rezerwat z kwitnącymi rododendronami warty zobaczenia.

Różanecznik fioletowy (katawbijski) © aass

Matecznik © aass


Niedaleko w Brzozie
Replika kościoła św. Huberta "na Brzozie" © aass


A w samych Pawełkach już jego oryginał.
Kościółek w Pawełkach © aass


Po drodze ognisko w Brzozie z chwilą odpoczynku nad wodą z towarzystwem łyski :)) i straszeniem na horyzoncie przez podejrzane chmury.
Całe szczęście, obyło się na samych strachach na lachach i powrót wypadł bezdeszczowy od strony Jeziora w górę przez Bór Zajaciński, Klepaczkę, Truskolasy i Hutkę.


P.S. I zapomniałabym - po drodze, gdzieś mniej więcej na wysokości Boru mijam dziewczynę, która pędzi w kasku ... na kolarzówce (!!) - moje uznanie :o

-----------------------------------------
Kilometry w terenie na oko ;)