Zastanawiałam się nad tytułem tego wpisu. Mogłabym ich nadać kilka. Wybrałam ten. Chyba najpojemniejszy. Ale sam wpis będzie jednak tylko namiastką. Upał w sobotę wypadł niemiłosierny. Może pogoda rewanżowała się za poprzednie lata? O 8.30 rano na termometrze 32 stopnie Celsjusza; fakt że pod słońce. Ale wjeżdżając pół godziny później na k.263 czułam się jakby było samo południe. Żar z nieba, nasycone wilgocią powietrze i owiewający wiatr. Ale ja lubię taką pogodę.
Po odsłonięciu tablicy każdy wybrał się swoją stronę. Ułani do Krzepic, ja do Mokrej. Zresztą wszyscy się jeszcze mieliśmy później spotkać. A ja miałam w końcu okazję i cały długi dzień na spacer śladami i zebranie Kamieni. Wypadło mi pokręcić się trochę po polach i na nich zakurzyć, a trochę lasami i w nich nie całkiem suchymi duktami. Na pyszny żurek zdążyłam z powrotem na czas. Potem "panel" ;) i na chwilę szybki powrót do domu. Koniec dnia był jeszcze daleki - czekało nas przedwieczorne, żołnierskie śpiewanie. Klimat niepowtarzalny...
Wreszcie znalazłam kotę 246. Rzeczywiście widok z niej odpowiedni. Przy okazji bardzo przyjemną ścieżkę-skrót do Mokrej. I zdecydowanie szybszy i prostszy skrót do Izbisk, choć co prawda rower na nim utytłałam elegancko. Ale niech tam :)