Dzisiaj trochę więcej słońca, ale jak się okazuje chyba nawet ono samo dla siebie nie świeci przekonywająco.
Tym razem postanawiam sprawdzić jak wyglądają dukty w środku lasu. W zasadzie są przejezdne, za wyjątkiem miejsca, przez które przepływają strumienie. Tutaj woda zebrała się w spore rozlewisko i o ile pierwszy można swobodnie przejść, to przy drugim nie da rady. Musiałam kawałek wrócić już przejechaną drogą. W samym środku lasu "szerzej" widać. I jest bardzo cicho; chyba, że trafi się na dzięcioła :) To ptaszysko, zaaferowane brzozowymi robakami, jeszcze za nic ma śnieg.
To niemożliwe, żeby z dużym prawdopodobieństwem do marca zapomnieć o rowerze. Stąd obiecałam sobie, że tej zimy nie zrezygnuję choćby z krótkich spacerowych wyjazdów do lasu. Tym bardziej, że zimą las wygląda wyjątkowo.
Żeby postawić się przed faktem dokonanym zabrałam rower i w drogę. Jak się okazało stary, wysłużony rower jest niezawodny na zimową pogodę. A sama polno-leśna droga - lekko zmarznięta - na razie też jest przejezdna i wygodna. Chociaż gdzieniegdzie już oblodzona, więc trzeba uważać. Co prawda padający śnieg i zawiewający wiatr momentami dokuczał, ale nie na tyle żeby uniemożliwić przejażdżkę. Za to w lesie cicho.
I jak przypuszczałam, las w nowym, zimowym wydaniu zrobił przyjemne wrażenie. Świeży widok znanych miejsc; odmiana dla wzroku i dla pewnie lekko zdezorientowanych tym szarych komórek. Generalnie więc pierwszy dzień zimy wypadł dla niej pozytywnie. Oby się nie zeźliła do -20C.