Popołudnie
Piątek, 10 czerwca 2011
· Komentarze(1)
Bagaż prawie zapakowany; chyba wszystko zabrałam.
Na rower zostało długie popołudnie - czyli urlop czas zacząć.
Eh...
Wyjątkowa perspektywa kilkunastu wolnych dni, w których czas i wszystko popłynie bez pośpiechu, leniwie, tak jak wypadnie, bez jakichkolwiek planów, swobodnie, jakoś tam, mimowolnie, z delektowaniem się czymkolwiek, improwizowanie...
Improwizacja przeddnia pierwszego wywiodła mnie niewybrednie w sąsiedzkie odległości - do zwykłych sobie Truskolas na rekonesans kościoła Św. Mikołaja.
Trafiam tu akurat na czas, kiedy kościół jest otwarty i dzięki uprzejmości organisty, który wpuszcza mnie na chór, mogę z bliska obejrzeć XVIII wieczne organy. Do Józefa Winnera bawiącego na obrazie niestety nie docieram, bo powoli schodzą się ludzie.
Na zewnątrz kilka zdjęć - oj, trochę to fotograficzna łamigłówka była: kościół jest na tyle duży, że trudno go objąć, a przy okazji - jak na nieprofesjonalistę przystało - robię je jeszcze pod pełne słońce :)

Kościół Św. Mikołaja w Truskolasach z 1737 roku© aass

Kościół Św. Mikołaja w Truskolasach 2© aass

Kościół Św. Mikołaja w Truskolasach 3© aass

Kościół Św. Mikołaja w Truskolasach 4© aass

Kościół Św. Mikołaja w Truskolasch 5© aass
Potem wpada mi do głowy myśl, żeby odwiedzić tutejszą stadninę koni. Na miejscu, choć się tego nie spodziewam, okazuje, że właściciel udziela właśnie komuś instruktarzu jazdy konnej. I nie ma nic przeciwko temu, żeby się trochę temu poprzyglądać, a przy okazji uciąć wspólną, krótką pogawędkę.
Z powrotem zamiast jechać prosto, wracam naokoło. Skoro ma być dowolnie i jakoś tam :)
P.S. I pomyśleć, że rok temu dokładnie w tym czasie w trójnasób głowiłam się nad kartkami papieru i przez głowę by mi nie przeszło, że rok później będę włóczykijować po okolicy. Ten spacer dedykuję pod tamto nielekkie konto.